Ta strona używa ciasteczek (cookies). Korzystanie z niej oznacza zgodę na ich używanie.

Mój perukarz - rok 2005

Jako Łowczy Koła „Darz-Bór” w Krakowie, przed sezonem polowań na kozły prosiłem, żeby na początku sezonu nie strzelać młodych kozłów w scypule. W sezonie 2005/06 mieliśmy narzucony duży plan pozyskania kozłów, więc liczyłem się z tym, że będzie konieczność strzelania też kozłów młodych.
Nasz teren jest blisko Krakowa, po lewej stronie Wisły i charakteryzuje się dość mocnymi kozłami. Niestety jest coraz bardziej zabudowany, przez co dość duża liczba kozłów zaczyna bytować koło nowo wybudowanych domów.
W Biórkowie Małym jest miejsce (blisko byłego dworu), gdzie znajdują się opuszczone stawy, porośnięte szuwarami. Do lat 90. ubiegłego wieku teren ten był co roku koszony, a obecnie jest zaniedbany. Niestety niedaleko przebiega droga, a za drogą powstają nowe domy.
Jest też opuszczona stacja klejowa nie istniejącej już kolejki jednotorowej Kraków - Nowe Brzesko, która do lat 90. woziła nie tylko towary do Krakowa, ale była też wspaniałym środkiem komunikacji dla ludności.
W roku 2005 były takie dni, kiedy nie spotykałem rano czy wieczorem żadnego kozła, lub prawie żadnego. Zawsze wtedy, pod koniec jechałem w moje zaczarowane miejsce, bo od kilku lat miałem tam upatrzonego obiecującego kozła, którego uważałem za Króla tego terenu.
Kozioł ten z każdym rokiem stawał się coraz mocniejszy i postanowiłem, że w następnym roku muszę go strzelić, ponieważ na pewno ma już co najmniej 6 lat i jest po prostu piękny. Jednak Św. Hubert nie dawał mi stuprocentowej szansy, a ja obiecałem sobie, że tego kozła mogę strzelić tylko wtedy, gdy będę na 200% pewny strzału.
Podczas rui 2005, o godzinie 4:30, dwóch moich doświadczonych kolegów dzwoni do mnie i pyta, czy mogą strzelić kozła w scypule?
Ja, myśląc że to jest jeden z ostatnich młodych kozłów jeszcze nie wytartych, mówię że nie, że to nie ma sensu...
Będąc w łowisku na początku września 2005, jadę zobaczyć mojego Króla - czy jest jeszcze w moim zaczarowanym świecie. Niestety widzę tylko kozy, jadę więc wzdłuż byłej kolejki, w kierunku lasu na Zielonej. Zjeżdżam z drogi i w odległości 200 metrów widzę mojego Króla! Zatrzymuję samochód, wysiadam po cichutku i skradam się niczym zwierz drapieżny. Podchodzę mojego Króla na 20 metrów i Św. Hubert pozwala mi go strzelić. Tak, to jest mój Król, tylko że w tym roku jeszcze go nie widziałem i nie przypuszczałem, z pięknego łownego kozła, z powodu choroby jąder, stanie się perukarzem.
Jakież było zdziwienie dwóch moich Kolegów, którzy powiedzieli, że mieli tego kozła na strzał już na rui i zastanawiali się czy go strzelać (że niby w scypule???!!!), a po ww. rozmowie ze mną, nie strzelili.